sobota, 31 grudnia 2011

Szczęśliwego Nowego Roku.

Nowy Roczek ku nam zmierza,
poprzez morza, góry, lasy
oby przyniósł dużo zdrowia
i w budżecie więcej kasy.

Szczęśliwego nowego roku Wszystkim życzę i pozdrawiam. :-)

piątek, 30 grudnia 2011

Gwiazdki na Niebie.

Powoli zmierzch zapada,
noc na ziemię się skrada.
Wzrok ku niebu kieruję
blasku gwiazdek wypatruję.

Gwiazdy, co wiecznie się palą.
Te same co światu urodą swoją się nie chwalą.
Skrzą się na niebie niczym iskierki,
patrząc jaki świat jest piękny, jaki wielki...

Każdego wieczoru idąc po mlecznej drodze ...
księżyc patrzy na nie srodze.
Urody im zazdrości,
mimo, że sam je na niebie gości.

I zapewne księżyc z tej zazdrości,
z mgłą w zmowie ku swojej radości,
mgłą niebo nam zasłania,
Mówiąc cichutko ... czas już do spania.

sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt.

     Wszystkim odwiedzającym mojego bloga życzę zdrowych, wesołych świąt Bożego Narodzenia  oraz wymarzonych prezentów pod choinką.
Życzy Ewa Mgiełka.

sobota, 19 listopada 2011

Pięcio-lecie rowerówek.

     Gdybym miała fantazję, to napisała bym, że byłam wczoraj na pewnym spotkaniu. Spotkaniu, na które trzeba było mieć zaproszenie. A po spotkaniu odbyła się agapa ... 
     Ech ta moja wyobraźnia - prawda jest taka, że faktycznie byłam wczoraj na przyjęciu, na którym byli tylko zaproszeni goście. Okazją do spotkania się było 5-lecie wycieczek rowerowych organizowanych co roku przez gminę. Sezon rowerowy zaczyna się pierwszego maja, a z roku na rok statystyka idzie w górę. Wczoraj wszyscy spotkaliśmy się na podsumowaniu tych pięciu lat, było miło, odświętnie i radośnie. Było wielu znajomych, wspólne oglądanie zdjęć obfitowało w salwy śmiechu i morze wspomnień. Pięknie udekorowane stoły, wspaniałe dekoracje na sali i szwedzki bufet. 
      Podczas wspólnego posiłku wspomnieniom z minionego sezonu nie było końca, a było co wspominać, a niektórym nawet marzenia się spełniły - i tutaj siebie mam na myśli, ponieważ podczas jednej z wycieczek zwiedzaliśmy pałac, który obecnie jest w rękach prywatnych. Na zakończenie odbyło się losowanie nagrody (koszyk rowerowy). Każdy dostał płytę ze zdjęciami na pamiątkę.

wtorek, 15 listopada 2011

Rydzyński zamek "gościnnie" ...

     Dawna siedziba króla Leszczyńskiego, książęta Sułkowscy także zamieszkiwali w zamkowych komnatach - wszystko w otoczeniu dwunasto hektarowego parku ... Zamek w Rydzynie.
    Rydzyński zamek został zbudowany w końcu XVII wieku - Leszczyńscy byli jego pierwszymi właścicielami. W  1709 r. zamek został częściowo spalony przez wojska carskie, na szczęście ogień oszczędził sztukaterie i freski. Po utracie korony, król Stanisław Leszczyński wyemigrował z kraju, a zamek  sprzedał Aleksandrowi Józefowi Sułkowskiemu. ten doprowadził budowlę do dawnej świetności. W 1945 r. zamek w Rydzynie został spalony - niektórzy powiadają, że miejscowi chcieli gasić zamek, ale wojska go otoczyły i nie pozwoliły na gaszenie pożaru - podobno zamek 2 tygodnie płonął. Po przejęciu (1970 r.)  przez SIMP (Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Mechaników Polskich) zamek zostaje odrestaurowany, a jego wnętrza odtworzone na podstawie zachowanej dokumentacji fotograficznej z okresu międzywojennego.
 Ciekawostka .
    Zamek miał tyle okien ile dni w roku, tyle sal ile tygodni.Sal paradnych było 12, zaś 4 baszty narożne odpowiadały 4 porom roku. Jak większość zamków i ten ma swoją legendę o białej damie. 

     Tak wygląda w ogromnym skrócie historia tego zamku. Był piękny słoneczny dzień, kiedy zawitaliśmy do Rydzyny z zamiarem zwiedzenia wnętrz - niestety czekała nas niemiła niespodzianka - okazało się, że (podobno) komnaty są nieposprzątane, a "zamek" złej sławy nie będzie sobie robił i nici ze zwiedzania. Przy okazji poinformowano nas, że na głównej stronie internetowej zamku znajduje się adnotacja o uprzednim umówieniu się. - niby ok, ale Panie z nutką złośliwości nas o tym poinformowały ... no trudno - zwiedzimy ogrody ... Po przybyciu do domu jeszcze raz sprawdzam główną stronę i - nie mogę znaleźć tego zdania o wcześniejszym umówieniu się, klikam w podfoldery i ... w dziele "historia zamku" na samym końcu znajduje się taka adnotacja. No proszę państwa, coś takiego, to powinno być na głównej stronie, w końcu jadąc tam i wynajmując przewodnika liczę na to, że opowie mi historię tej budowli i rodów tam dawniej zamieszkujących (i zapewne tak by było), więc nie zawracałam sobie głowy czytaniem historii - a może tylko ja tak myślę ?
Przypadkowo spotkane osoby także nie miały dobrego zdania o tej budowli, mówiąc nam, że nic autentycznego tam nie ma, no niby racja, ale pamiętajmy że zamek został odbudowany, a nie każdy zabytek ma takie szczęście.
      Czy mimo tego drobnego niesmaku warto tam się wybrać ?   Proszę państwa dla takiego widoku i do tego w miłym towarzystwie odpowiadam że WARTO.  
Ps.
Ten drobny niesmak wynagrodziła Nam sama matka natura dając w podarku piękny, słoneczny dzień i jesienne barwy.

poniedziałek, 31 października 2011

Paryż - cmentarz Père-Lachaise.

       Będąc w Paryżu postanowiłam zwiedzić jeden z najsłynniejszych cmentarzy - Przy wejściu nabyłam mapkę na której wypisani zostali najsłynniejsi którzy spoczywają na tej ziemi ...

          Największy i najsłynniejszy paryski cmentarz Père-Lachaise został założony w 1804 roku przez francuskiego jezuitę François de Lachaise, który był spowiednikiem Ludwika XIV.Obecnie na tym cmentarzu spoczywa około miliona osób, a na jego powierzchni znajduje się około 100tys. grobów, w tym prochy wielu Polaków. Na terenie cmentarza, najlepiej posługiwać się mapą, którą można kupić przed wejściami na cmentarz. Kilka moich fotografii z 14.11.2008 i 27.02.2010 roku.

    Przyznam się, że nie spodziewałam się tam tak ogromnego terenu oraz tylu grobowców- pięknych, zadbanych, a niektórych w remoncie. Będąc w Paryżu warto poświecić dzień,aby chociaż w części zwiedzić ten cmentarz.

wtorek, 11 października 2011

Blok (czekoladowy) na blogu.

     Pisałam tutaj poruszając różne tematy - czas by poruszyć temat bliski duszy tych, co lubią coś słodkiego.

Blok czekoladowy.


      Kostka margaryny, szklanka cukru, cukier waniliowy, 2 łyżki kakao (najlepiej ciemnego), pół szklanki wody. Wszystko zagotować. Po ostygnięciu dodać  3 szklanki mleka w proszku (cala paczka) i 2-3 paczki herbatników (drobno pokruszonych). To wszystko wymieszać i włożyć do foremki. Zostawić do ostygnięcia.
      
     Porady odemnie:
Ja dodaję różne ciastka pokruszone - nawet wafelki się nadają.
Dodaję rodzynki i suszone owoce ( za orzechami w tym bloku nie przepadam, ale jak ktoś lubi może dodać). Jeżeli nie mam ciemnego kakao, dodaję nieco więcej jasnego.

    Szybkie, smaczne i proste jak przysłowiowa budowa cepa.
Smacznego.

niedziela, 25 września 2011

"Słynne schody" w Cannes .

     Schody znane między innymi z Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes.



      Niejedna gwiazda filmowa (mniej lub bardziej błyszcząca) pozowała fotoreporterom na tych schodach. Turyści odwiedzający Cannes, na tych schodach robią sobie pamiątkowe zdjęcie - mimo, że czerwony dywan pojawia się tam (chyba) tylko w Maju. W każdym razie jak ja tam byłam, to dywanu nie było (na schodach). Za to przepięknie kwitły Datura i Cyklameny koło tego budynku.


     A dookoła placu ludzie chodzili gęsiego wpatrzeni w chodnik, dopiero później zorientowałam się, że tam jest "aleja gwiazd" z odciskami dłoni.

czwartek, 15 września 2011

Generał Różokrzyżowiec.

     Czasami pojawia się myśl, że to co widać jest zupełnie inne 
niż w rzeczywistości, dlatego warto zatrzymać się, odkryć nieznane,
przez chwilę spróbować spojrzeć na świat z innej perspektywy.Wolnomularstwem zainteresowałam się podczas wizyty w Dobrzycy, koleżanka nadmieniła o pałacu zbudowanym na planie 

węgielnicy oraz o jednym z właścicieli Generale Augustynie Gorzeńskim 
który był Masonem ... Zainspirowana Dobrzycką legendą zaczęłam podążać
ścieżką ciekawości szukając informacji.



Augustyn Gorzeński.

      Dziedzic dobrzycki  Augustyn Gorzeński herbu Nałęcz urodził się około 
1743 roku. Syn Antoniego i Ludwiki Błeszyńskiej. Po śmierci ojca  wraz z pierwszą żoną - Aleksandrą zamieszkał w Dobrzycy ( Aleksandra Skórzewska zmarła w 1802 roku). Mając 37 lat zostaje wybrany sędzią sejmowym z Wielkopolski oraz posłem na sejm. Sześć lat później zostaje delegatem na sejm warszawski, a w 1788 roku jest posłem Sejmu Czteroletniego. Mianowany przez samego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego (wolnomularza) na generała - majora otrzymuje kierownictwo kancelarii wojskowej. Poparł Konstytucję 3 Maja, dla uczczenia tej konstytucji posadził w swoim ogrodzie platan, który dumnie stoi w pałacowym ogrodzie do dnia dzisiejszego. W latach 1811-1816 Augustyn Gorzeński reprezentował lożę Bracia Francuzi i Polacy Zjednoczeni na Wschodzie Poznania w  Wielkim Wschodzie Narodowym Polski. Będąc Masonem osiągnął 7- najwyższy stopień wtajemniczenia jako kawaler Różanego Krzyża. W 1813 roku Augustyn ponownie wstępuje w związek małżeński z nieznaną bliżej Józefiną Błońską. Przyjaźnił się z Józefem Wybickim (wolnomularzem). Uważany jest za fundatora zespołu parkowo-pałacowego. Według niektórych Przekazów Dobrzycki pałac został zbudowany przez Stanisława  Zawadzkiego na planie Węgielnicy, która symbolizuje równowagę , uczciwość i szczerość. 5 Czerwca 1816 roku  w Warszawie, powołany przez Wielkiego Budowniczego Wszechświata Augustyn Gorzeński odchodzi na Wieczny Wschód.

Pogrzeb Generała.

       Do 8 czerwca 1816 roku trwały przygotowania do pogrzebu. 9 czerwca

przewieziono trumnę z ciałem z domu przy ul. Nowy Świat w Warszawie 
do kościoła OO.Reformatów. W orszaku pogrzebowym uczestniczyli przedstawiciele Senatu Królestwa Polskiego, około 200 przedstawicieli duchowieństwa, przyjaciele i znajomi zmarłego oraz wielu mieszkańców Warszawy. Po mszy św. trumnę wyniesiono z kościoła i "założono na
 bryki" które wyruszyły w kierunku Dobrzycy, gdzie w rodzinnym grobowcu
w podziemiach kościoła złożona miało spocząć ciało generała.
Na noc trumnę wystawiano w kościołach. Po dotarciu orszaku żałobnego 

do Kalisza, skierowano się w kierunku Koryt, tam w kościele trumna spoczęła do 
momentu uroczystości pogrzebowych w Dobrzycy, na które zaproszono rodzinę
i okoliczną szlachtę. 7 lipca rodzina udała się do Koryt gdzie odbyło się
wyprowadzenie zwłok z kościoła. Po egzekwiach orszak wyruszył pieszo do Dobrzycy, tam po uroczystym wprowadzeniu trumny do kościoła odbyły się 
nabożeństwa i modlitwy po których trumnę zostawiono na całą noc w kościele, a rodzinę i zaproszonych gości poproszono do pałacu na wieczerzę. W dniu 8 lipca
odbył się pogrzeb generała, po uroczystościach pogrzebowych i złożeniu ciała
w rodzinnym grobowcu w podziemiach kościoła uczestnicy ceremonii (samego 
duchowieństwa było około 100 osób) zostali zaproszeni do pałacu na uroczysty 
obiad. Augustyn Gorzeński chciał, aby jego zwłoki spoczęły pod progiem kościoła,
a na zewnątrz miał być kamień z napisem: "Augustyn prosi o westchnienie 

do Boga". Wśród mieszkańców Dobrzycy zachowały się pewne relacje na temat 
trumny ze zwłokami generała - o losie kamienia nic nie wiadomo. "Może więc ta cześć woli testamentalnej nie została nigdy wykonana ? . "

                                         Ewa Mgiełka.

 Tekst powstał na podstawie książek:
 Stanisława Małachowskiego - Łempickiego :
"Wykaz Polskich Lóż Wolnomularskich oraz ich członków w latach 1738 - 1821 ".
 ks. Stanisława Załęskiego
" O Masonii w Polsce od roku 1738 do 1822 Na Źródłach Wyłącznie Masońskich ."
"Notatek Dobrzyckich" nr.6
oraz dostępnych artykułów zawartych na różnych internetowych stronach.


Tekst został opublikowany na stronie:  http://wolnomularstwo.info.pl/index.php/sylwetki-masonow/item/412-ewa-mgielka-augustyn-gorzenski-sylwetka-dziedzica-dobrzyckiego

niedziela, 4 września 2011

Luwr moich marzeń.

      Jednym z moich wielkich marzeń było być w Paryżu i zwiedzić Luwr ... W Paryżu byłam dwa razy, za pierwszym razem był to pobyt kilkudniowy, ale miałam możliwość bycia na dziedzińcu Luwru przy piramidzie.
      Drugi pobyt był dłuższy - Była jesień, pierwsza niedziela miesiąca, kiedy to w dość długim "ogonku" stanęłam na dziedzińcu Luwru czekając na swoje wejście, aby spełnić jedno ze swoich wielkich marzeń ... W pewnym momencie znalazłam się na dnie piramidy - muzeum, w około otaczają mnie dzieła mistrzów, ja kieruję się w stronę dzieł włoskich malarzy - bardzo chciałam "Madonnę w śród skał" zobaczyć, po prawej stronie w niewielkim pomieszczeniu kłębiło się sporo ludzi, okazało się, że tam znajduje się słynna Mona Lisa. 
      Znalazłam też czas, aby zobaczyć dział Egipski z samym Ramzesem II, Sfinksowi także nie przeszkadzali zwiedzający ciekawi sztuki egipskiej. Swoje zwiedzanie zakończyłam pod piramidą w miejscu gdzie Dan Brown umieścił wątek swojej powieści.
       Jeszcze fotografia na pamiątkę i zachowane wspomnienia z tamtej (dłuższej) chwili. Wspaniale jest jak się marzenia spełniają. Marzy mi się jeszcze zwiedzenie pewnej kaplicy - może kiedyś i to marzenie się spełni ... może kiedyś.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Ciągle w marzeniach...

Runęły kamienie
- lecz ziemia nie zadrżała.
Opadły popioły i cisza nastała,
Zamknęłam oczy na chwilę ...

Moje serce w jeden ton bije,
Zjawiają się myśli,
rodzą się nadzieje
- cieszę się że żyję.

Północ wybiła...
i znowu runęły kamienie,
zatrzęsła się ziemia
i uśmiech zniknął z mej twarzy...

Moje serce nadal kocha,
a umysł ciągle marzy.
Gdzieś daleko i blisko tak,
a jakby przez chwilę zatrzymał się świat.

Przybyło mi minut, pewnie też i lat ...
Niebo wydaje się gwiazdami złocone,
Nagle zmienił się świat ...
Kamienie nadal leżą rozrzucone.

Ewa Mgiełka.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Mauzoleum w lesie.

       Zimą trafiła do mnie płyta ze zdjęciami. Po obejrzeniu jej zastanowiło mnie pewne zdjęcie, zaczęłam więc szukać i pytać - okazało się, że obiekt ze zdjęcia to mauzoleum, które stoi w lesie w okolicy Kawcza.
      Było niedzielne popołudnie kiedy zawitaliśmy w tamte okolice. Błądząc po tamtych lasach, prawie zrezygnowani wjechaliśmy w dukt z tabliczką leśniczówka - no leśniczy to musi wiedzieć że ma taką perełkę w lesie, po drodze był leśny zajazd - taki kawałek opłotowany z ławeczkami i stołem ( oraz "okiem" kamery), biwakowało tam kilka osób. Kiedy pokazałam wydrukowane zdjęcie od razu wskazali kierunek. Kiedy doszliśmy na miejsce - ku mojej rozpaczy kaplica została ... ogrodzona, a drzwi wejściowe zabite dechami ( na zdjęciach z płyty były otwarte). Po obejściu dookoła rozumiem ten zabieg, wszędzie widoczne były kawałki tynku i cegły, które odpadły, pojawiła się za to nowiutka tablica informująca co to za obiekt, a na dachu ktoś położył folię i przyczepił ją listewkami.
     Chyba nie tylko ja ciekawska ... podążając za cudzym pomysłem skorzystałam z pewnego - no powiedzmy dojścia bliżej (zabitych dechami) drzwi. Tam korzystając ze sporej szczeliny między dechami zrobiłam zdjęcia wewnątrz mauzoleum. Widać jeszcze resztki malowideł na suficie - ta kaplica musiała kiedyś pięknie wyglądać ...
  Ciekawe ile jeszcze takich perełek kryją różne lasy w Polsce ...
    
    Znalazłam jeszcze ciekawy artykuł dotyczący właśnie tego mauzoleum.
http://panorama.media.pl/content/view/224226/90/

środa, 3 sierpnia 2011

"Cień Wiatru".

Paryski widok.
       Będąc na zakupach w pewnym markecie, wpadła mi w ręce książka z białą okładką, na niej niebiesko/szary obrazek ... Po przeczytaniu tylnej okładki, przekartkowałam kilka stron i tak jakoś powędrowała ta niewielka pozycja ze mną, trafiając do mojej biblioteczki.
      Młody chłopak opowiada jak pewnego razu jego tato - który po śmierci matki samotnie go wychowuje, zabrał go w miejsce zwane "cmentarzem zapomnianych książek" - tam wedle tradycji wybrał sobie książkę by się nią zaopiekować - przypadek sprawił iż była to jedyna pozycja pewnego pisarza. Młodzieniec postanowił dowiedzieć się jak najwięcej o autorze książki, po drodze zahaczając o nowe znajomości, miłość, a nawet śmierć ... Jego chęć zdobycia jak największej informacji wiedzie go przez różne uliczki Barcelony (jest także wątek paryski), pcha w zapomniane (jak by się wydawało) miejsca.
 Żeby nie zanudzać, zacytuję maleńki fragment pięknej całości:
"Bea twierdzi że sztuka czytania powoli zamiera, że jest to intymny rytuał, że książka jest lustrem i możemy w niej znaleźć tylko to, co już nosimy w sobie, że w czytanie wkładamy umysł i duszę, te zaś należą do dóbr coraz rzadszych."
     Ja z przyjemnością sięgnę po kolejną pozycję tegoż autora ... i życzyła bym sobie, aby następne książki były napisane w podobnym stylu.

niedziela, 31 lipca 2011

Polska Abba.

     Czasami warto wejść na strony różnych gmin, teraz taki okres wakacyjny i wiele miast ma "swoje dni" na które zaprasza różnych wykonawców znanych i mniej znanych ...
     Ja wybrałam się na koncert Szwedzkiej grupy Abba, tak, tak, nie pomyliłam się, na pewno Abba - tyle, że śpiewał Polski skład zespołu ze Szczecina.

     Koncert odbył się na boisku sportowym, miałam szczęście stać bliżej barierki, tłum radośnie skał klaszcząc w ręce, no bo któż nie zna tych piosenek ? a zaśpiewane zostały same przeboje, znane i lubiane, przez chwilę  było nawet słodko. Tłum się rozbawił i roztańczył, klaskał w ręce - a chwilami dało się usłyszeć śpiew radosnych widzów.
Pogoda dopisała, koncert wspaniały, a ja wybawiłam się jak nigdy.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Moja prawdziwa historia.

Moja prawdziwa historia. 
        Po wielu dniach , niekończących się rozmowach z Rodzicami oraz chęci zobaczenia ponownie Paryża, spakowałam walizkę, wykupiłam bilet lotniczy i wyruszyłam w moją podróż z kilkoma euro,  z biletem w jedną stronę ... jedyne co miałam załatwione, to nocleg (miejsce sprawdzone i pewne) Odebrać mieli mnie znajomi, którzy dzień po moim przyjeździe wyjechali z Paryża, tak więc tylko mnie odebrali "odstawili" na miejsce noclegu i ... zostałam sama z nieznajomością niczego. A tu trzeba  pojąc o co chodzi w metrze, no i wreszcie trzeba sobie pracę znaleźć - bo na powrót nie miałam ani pieniędzy, ani biletu.
      Po trzech dniach pobytu umiałam już poruszać się metrem - jakie to szczęście, że mapki są darmowe, bo moja po pierwszym przejeździe się rozleciała - dosłownie, ja nerwowo co chwilę sprawdzałam czy to ta stacja, co mam wysiąść i spocona niczym przysłowiowa "kościelna mysz" naumiałam się - pojęłam metro i tak zwane RER, już wiedziałam co to Zony oraz gdzie jest Polski konsulat (w razie potrzeby), Polski kościół i ... Polski bar. Po prawie trzech tygodniach  poszukiwań mam pracę - pozwoliło mi to na dłuższy pobyt we Francji, lepsze poznanie miasta, spełnienie marzeń - zwiedzanie, między innymi Luwru.
Po ośmiu miesiącach wróciłam do Polski z powodów rodzinnych. Paryż jest wspaniałym miastem, na zawsze tamten czas zostanie w mojej pamięci, czas w którym była tęsknota zmieszana z radością i domieszką łez...
Cdn. nastąpi (jak mnie znowu weźmie na wspomnienia).

czwartek, 30 czerwca 2011

W kościele na strychu.

     Tylko raz miałam okazję być w wieży kościoła , przy dzwonie, to był taki mały "wiejski" kościół bogaty w historię.
    Trasa podczas tegorocznej majówki rowerowej prowadziła przez miejscowość Waszkowo i tutaj czekała na nas miła niespodzianka - zwiedzanie kościoła (dawnego ewangelickiego) gdzie Pan przewodnik ( notabene nauczyciel historii) pięknie opowiadał o historii tego kościoła.
       Była też okazja do zobaczenia wnętrza tej świątyni, a także (co ciekawscy) zajrzeli na strych.
Na chór prowadziły drewniane schody, a tam schody i jeszcze schody - tym oto sposobem wlazłam na strych.
       Strych jak strych - kurzu dużo, wyżej już tylko drabiny i deski. A żem ciekawa kobita, to polazłam ( za chłopakami ) na dzwonnicę - nie powiem chłopaki miłe, co chwilkę sprawdzali czy lezę za nimi, a potem kulturalnie ustąpili miejsca abym mogła pstryknąć sobie jaką fotkę. 
Dzięki chłopaki.
 
      Pierwsza drabina solidna, deski leżały luźno na belkach, więc przechodząc trzymałam się innych belek ( miałam jeszcze aparat w ręce) kolejne drabiny ustawione były na tych deskach (tylko bardziej stabilnie niż te luźne dechy) Doszłam wysoko, chwyciłam nawet za krótki sznurek od dzwonu - wszystko dookoła otulone grubą warstwą kurzu i pozostałościami po gołębiach (no wiadomo...)
    Wszystko pięknie, ja zadowolona, zdjęcia są - tylko bluzkę gdzieś tam podarłam i brudna jak (nie powiem co). I tak było fajnie.

sobota, 18 czerwca 2011

Kolejne marzenie spełnione.

      Pałac w Łęce Wielkiej ... raz do roku tam jeździłam z nadzieją, że uda się wejść do parku, ale zawsze bramy zamknięte. Pałac obecnie jest w prywatnych rękach no i właściciel ma do tego prawo ...
     A dzisiaj podczas wycieczki rowerowej zorganizowanej przez gminę brama do parku była otwarta ku mojej radości. Już obmyślałam z której by tu strony zrobić ładne zdjęcia, kiedy to zauważyłam że drzwi w pałacu są otwarte ku mojej ogromnej radości ( prawie skakałam z radości).
      Wykład na temat tego pałacu i jego mieszkańców odbył się na dworze przed drzwiami, ja miałam do wyboru, albo posłuchać, albo iść ,zwiedzać i robić zdjęcia - czyli spełnić swoje marzenia ... I jak w reklamie serca i rozumu, serce podpowiadało, idź, rób zdjęcia w środku, rozum zaś mówił - na zewnątrz może będzie kiedyś jeszcze okazja.
Pierwsza sala zaparła mi dech w piersi, piękna - ja nazwałam ją Herbową, gdyż sufit był pokryty kasetonami i w każdym kasetonie był inny herb, po bokach na ścianach kolumny, miejsce po kominku, wysokie drewniane drzwi - takie podwójne, jak to w pałacach.
       Kolejna sala, cudny sufit, ściany poryte (chyba) malowidłami - kilka zdjęć i następny pokój. Każda sala inna, wszędzie unosił się ten zapach - zapach historii (kto lubi zwiedzać, ten pewnie wie o czym piszę i mnie zrozumie). Miałam mało czasu, w butach chyba piąty bieg mi się włączył, kolejny pokój, klatka schodowa - wieża, schody w górę i w dół, nade mną piętro, pode mną lochy/piwnice - biegiem na piętro, korytarz kilka schodków pokoje po prawej i lewej ...
      Schodami na sam dół w piwnice pałacu ciemny korytarz - tam już nie dochodziły głosy z zewnątrz, przez chwilę miałam wrażenie że w tym labiryncie korytarzy nie jestem sama. Pomieszczenia remontowane, założone płytki na ścianach w kilku pomieszczeniach.
       - kolejne schody, ciemno, po omacku dotykam ściany, wspinam się po schodach i nagle olśnienie - jestem w wieży. Ktoś chodzi na piętrze, słyszę rozmowy, jednak śmiech dochodzi z nieco wyższej kondygnacji, pędzę po schodach na samą górę - mijam piętro, ja ja jeszcze wyżej - drzwi na balkon na wierzy otwarte, już kilku Panów tam było radośnie spoglądając na uczestników wycieczki z wysoka... nie mogę pozbierac myśli z wrażenia, szczęście jest w całej mnie, widok wspaniały.
     Schodzę na dół jako ostatnia z kobiet ( za mną szedł tylko jeden Pan).To było "TURBO zwiedzanie." Znalazłam jeszcze czas na kilka fotografii na zewnątrz i niestety trzeba było ruszać w dalszą drogę. Jaka ja szczęśliwa - byłam w parku przy pałacu, nawet nie śniło mi się zwiedzanie pałacu, o pobycie w piwnicach i na wieży nawet nie wspomnę  - spełnienie marzenia z dużą nawiązką. 
Pisząc tego posta radosny uśmiech na buzi nadal mi towarzyszy.

Rowerowa wycieczka.

     Wczorajszy wieczór okazał się chłodnym wieczorem, a z rana miałam w planach wycieczkę rowerową (tzn. organizatorem wycieczki była gmina) - wcześnie rano padał deszcz, ja zasłuchana w śpiew ptaków w ogrodzie wpatrywałam się w okno, gdzie czasami pojawiał się promyk słońca.
    Około ósmej rano przejaśniło się i wraz z promykiem słonka pojawiła się iskierka nadziei na wycieczkę. Na placu zbiórki wstawiłyśmy (Mama i Ja) nieco wcześniej. Droga prowadziła przez miasto, okoliczne wioski, pierwszy przystanek odbył się na ładnej łące koło lasu, w miejscu gdzie ludzie związani z lasem mają zbudowaną drewnianą wiatę (która była zamknięta),
 Pod lasem na tej łące zostały ustawione tablice "edukacyjne" oraz stoły dla biesiadników - my tam mieliśmy poczęstunek w postaci ciasta drożdżowego, kawy i herbaty.
      Dalsza droga prowadziła przez kolejne wsie, raz droga z górki, by znowu pod górkę - przystanek pod kościołem, gdzie Pan historyk opowiedział nam o dziejach wsi i kościoła ( kościoła niestety nie zwiedzaliśmy gdyż jutro komunia  i kościół został na tą uroczystość wysprzątany i udekorowany).
      Niespodzianką był postój w Łęce Wielkiej w parku przy pałacu. Pałac obecnie jest w rękach prywatnych, stoi w środku parku, a teren dookoła otoczony wysokim murem - budynek można obejrzeć sobie zza krat bramy, ale i tak niewiele widać. Niewiele jest też na ten temat w internecie.Ten pałac, to spełnienie moich marzeń (ale o tym za chwilę).
     Wycieczka zakończyła się wspólnym biesiadowaniem przy ognisku.
Było wspaniale.

piątek, 17 czerwca 2011

Moja pierwsza ikona.

        Ikona - czyli obraz sakralny. Ikona powinna być pisana ( bo ikony się pisze, nie maluje) na desce.
Moja pierwsza ikona powstała na małym płótnie - nie ukrywam, że troszeczkę z pomocą kolegi (nadal mam problemy z malowaniem twarzy). No i nie wiem czy przypadkiem tego "złotego" nie jest za mało. W każdym razie moja pierwsza ikona powstała, co z tego, że nie na desce, że może nie jest taka "och, ach", ale jest moja i z tego bardzo się cieszę. Już nawet znalazłam dla niej miejsce.

wtorek, 14 czerwca 2011

Poplenerowe wspomnienia.

       Byłam na kilku plenerach malarskich, w tym dwa razy w Karpaczu.
 W tym roku rzutem na taśmę dostałam się na plener malarski w Cichowie, nie znając za bardzo drogi dojazdowej, wyszukałam sobie w internecie jak tam dojechać - to był błąd. Droga co prawda prowadziła asfaltem, który w pewnym momencie zamienił się w brukowaną drogę, aby w pewnym monnecie przejść kolejną metamorfozę i zmienić się w zwykłą polną drogę w dodatku piaszczystą.
Po drodze mijaliśmy różne kapliczki przy drogach, przy jednej z nich zatrzymaliśmy się by zrobić zdjęcie.

      Na miejscu okazało się że będziemy mieszkali w jednym z ośrodków wczasowych blisko jeziora. Domki były 3 i 8-osobowe, w naszym mieszkało 5 osób. Na plażę mieliśmy kilka metrów. 
       Oprócz malowania były wieczorne zabawy (ku uciesze wszystkich uczestników), moja druga natura - "eksploratora" nie pozwalała mi usiedzieć w miejscu, więc jak nie malowałam, to chodziłam i zwiedzałam co się dało, a był tam skansen "Soplicowo" za bramą skansenu znajduje się nowy "dwór". a w rzeczywistości sala weselna.
Skansen to kilka budynków. które wcześniej były na planie filmowym w Józefowie pod Warszawą i zagrały w filmie "Pan Tadeusz".

   O wiele ciekawszy (moim zdaniem) okazał się dwór Bukowieckich - obecnie opuszczony, powoli popada w ruinę . Mimo tabliczki, z dziwnym napisem "zakaz wstępu" weszłam na teren - dodatkowo otwarta uliczka zapraszała jak nigdy. Obfotografowałam obiekt od strony ogrodu i kiedy doszłam do głównego wejścia wystraszył mnie pies - bestia wyraźnie miała ochotę na moją zgrabną nogę, ale po chwili spostrzegłam, że pies na łańcuchu przy głównym wejściu do dworu jest uwiązany. Ale przypływ adrenaliny był jak nigdy.
     Oprócz wyżej wymienionych atrakcji w Cichowie znajduje się taka ciuchcia, niby dla dzieci, ale bardziej dorośli się nią interesowali. Problem w tym, że jest jakiś konflikt między właścicielem torów, a właścicielem kolejki i w efekcie ta atrakcja jest nieczynna.
 A szkoda, bo chętni na takową przejażdżkę by byli.