Tylko raz miałam okazję być w wieży kościoła , przy dzwonie, to był taki mały "wiejski" kościół bogaty w historię.
Trasa podczas tegorocznej majówki rowerowej prowadziła przez miejscowość Waszkowo i tutaj czekała na nas miła niespodzianka - zwiedzanie kościoła (dawnego ewangelickiego) gdzie Pan przewodnik ( notabene nauczyciel historii) pięknie opowiadał o historii tego kościoła.
Była też okazja do zobaczenia wnętrza tej świątyni, a także (co ciekawscy) zajrzeli na strych.
Na chór prowadziły drewniane schody, a tam schody i jeszcze schody - tym oto sposobem wlazłam na strych.
Strych jak strych - kurzu dużo, wyżej już tylko drabiny i deski. A żem ciekawa kobita, to polazłam ( za chłopakami ) na dzwonnicę - nie powiem chłopaki miłe, co chwilkę sprawdzali czy lezę za nimi, a potem kulturalnie ustąpili miejsca abym mogła pstryknąć sobie jaką fotkę.
Dzięki chłopaki.
Pierwsza drabina solidna, deski leżały luźno na belkach, więc przechodząc trzymałam się innych belek ( miałam jeszcze aparat w ręce) kolejne drabiny ustawione były na tych deskach (tylko bardziej stabilnie niż te luźne dechy) Doszłam wysoko, chwyciłam nawet za krótki sznurek od dzwonu - wszystko dookoła otulone grubą warstwą kurzu i pozostałościami po gołębiach (no wiadomo...)
Wszystko pięknie, ja zadowolona, zdjęcia są - tylko bluzkę gdzieś tam podarłam i brudna jak (nie powiem co). I tak było fajnie.
Się przyznam,że na strych bym nie wlazła.Więc tylko Cię podziwiać.
OdpowiedzUsuńA bluzka to Pikuś :)
A ja miałam okazję i z niej skorzystałam - warto było. :)
OdpowiedzUsuń