czwartek, 30 czerwca 2011

W kościele na strychu.

     Tylko raz miałam okazję być w wieży kościoła , przy dzwonie, to był taki mały "wiejski" kościół bogaty w historię.
    Trasa podczas tegorocznej majówki rowerowej prowadziła przez miejscowość Waszkowo i tutaj czekała na nas miła niespodzianka - zwiedzanie kościoła (dawnego ewangelickiego) gdzie Pan przewodnik ( notabene nauczyciel historii) pięknie opowiadał o historii tego kościoła.
       Była też okazja do zobaczenia wnętrza tej świątyni, a także (co ciekawscy) zajrzeli na strych.
Na chór prowadziły drewniane schody, a tam schody i jeszcze schody - tym oto sposobem wlazłam na strych.
       Strych jak strych - kurzu dużo, wyżej już tylko drabiny i deski. A żem ciekawa kobita, to polazłam ( za chłopakami ) na dzwonnicę - nie powiem chłopaki miłe, co chwilkę sprawdzali czy lezę za nimi, a potem kulturalnie ustąpili miejsca abym mogła pstryknąć sobie jaką fotkę. 
Dzięki chłopaki.
 
      Pierwsza drabina solidna, deski leżały luźno na belkach, więc przechodząc trzymałam się innych belek ( miałam jeszcze aparat w ręce) kolejne drabiny ustawione były na tych deskach (tylko bardziej stabilnie niż te luźne dechy) Doszłam wysoko, chwyciłam nawet za krótki sznurek od dzwonu - wszystko dookoła otulone grubą warstwą kurzu i pozostałościami po gołębiach (no wiadomo...)
    Wszystko pięknie, ja zadowolona, zdjęcia są - tylko bluzkę gdzieś tam podarłam i brudna jak (nie powiem co). I tak było fajnie.

sobota, 18 czerwca 2011

Kolejne marzenie spełnione.

      Pałac w Łęce Wielkiej ... raz do roku tam jeździłam z nadzieją, że uda się wejść do parku, ale zawsze bramy zamknięte. Pałac obecnie jest w prywatnych rękach no i właściciel ma do tego prawo ...
     A dzisiaj podczas wycieczki rowerowej zorganizowanej przez gminę brama do parku była otwarta ku mojej radości. Już obmyślałam z której by tu strony zrobić ładne zdjęcia, kiedy to zauważyłam że drzwi w pałacu są otwarte ku mojej ogromnej radości ( prawie skakałam z radości).
      Wykład na temat tego pałacu i jego mieszkańców odbył się na dworze przed drzwiami, ja miałam do wyboru, albo posłuchać, albo iść ,zwiedzać i robić zdjęcia - czyli spełnić swoje marzenia ... I jak w reklamie serca i rozumu, serce podpowiadało, idź, rób zdjęcia w środku, rozum zaś mówił - na zewnątrz może będzie kiedyś jeszcze okazja.
Pierwsza sala zaparła mi dech w piersi, piękna - ja nazwałam ją Herbową, gdyż sufit był pokryty kasetonami i w każdym kasetonie był inny herb, po bokach na ścianach kolumny, miejsce po kominku, wysokie drewniane drzwi - takie podwójne, jak to w pałacach.
       Kolejna sala, cudny sufit, ściany poryte (chyba) malowidłami - kilka zdjęć i następny pokój. Każda sala inna, wszędzie unosił się ten zapach - zapach historii (kto lubi zwiedzać, ten pewnie wie o czym piszę i mnie zrozumie). Miałam mało czasu, w butach chyba piąty bieg mi się włączył, kolejny pokój, klatka schodowa - wieża, schody w górę i w dół, nade mną piętro, pode mną lochy/piwnice - biegiem na piętro, korytarz kilka schodków pokoje po prawej i lewej ...
      Schodami na sam dół w piwnice pałacu ciemny korytarz - tam już nie dochodziły głosy z zewnątrz, przez chwilę miałam wrażenie że w tym labiryncie korytarzy nie jestem sama. Pomieszczenia remontowane, założone płytki na ścianach w kilku pomieszczeniach.
       - kolejne schody, ciemno, po omacku dotykam ściany, wspinam się po schodach i nagle olśnienie - jestem w wieży. Ktoś chodzi na piętrze, słyszę rozmowy, jednak śmiech dochodzi z nieco wyższej kondygnacji, pędzę po schodach na samą górę - mijam piętro, ja ja jeszcze wyżej - drzwi na balkon na wierzy otwarte, już kilku Panów tam było radośnie spoglądając na uczestników wycieczki z wysoka... nie mogę pozbierac myśli z wrażenia, szczęście jest w całej mnie, widok wspaniały.
     Schodzę na dół jako ostatnia z kobiet ( za mną szedł tylko jeden Pan).To było "TURBO zwiedzanie." Znalazłam jeszcze czas na kilka fotografii na zewnątrz i niestety trzeba było ruszać w dalszą drogę. Jaka ja szczęśliwa - byłam w parku przy pałacu, nawet nie śniło mi się zwiedzanie pałacu, o pobycie w piwnicach i na wieży nawet nie wspomnę  - spełnienie marzenia z dużą nawiązką. 
Pisząc tego posta radosny uśmiech na buzi nadal mi towarzyszy.

Rowerowa wycieczka.

     Wczorajszy wieczór okazał się chłodnym wieczorem, a z rana miałam w planach wycieczkę rowerową (tzn. organizatorem wycieczki była gmina) - wcześnie rano padał deszcz, ja zasłuchana w śpiew ptaków w ogrodzie wpatrywałam się w okno, gdzie czasami pojawiał się promyk słońca.
    Około ósmej rano przejaśniło się i wraz z promykiem słonka pojawiła się iskierka nadziei na wycieczkę. Na placu zbiórki wstawiłyśmy (Mama i Ja) nieco wcześniej. Droga prowadziła przez miasto, okoliczne wioski, pierwszy przystanek odbył się na ładnej łące koło lasu, w miejscu gdzie ludzie związani z lasem mają zbudowaną drewnianą wiatę (która była zamknięta),
 Pod lasem na tej łące zostały ustawione tablice "edukacyjne" oraz stoły dla biesiadników - my tam mieliśmy poczęstunek w postaci ciasta drożdżowego, kawy i herbaty.
      Dalsza droga prowadziła przez kolejne wsie, raz droga z górki, by znowu pod górkę - przystanek pod kościołem, gdzie Pan historyk opowiedział nam o dziejach wsi i kościoła ( kościoła niestety nie zwiedzaliśmy gdyż jutro komunia  i kościół został na tą uroczystość wysprzątany i udekorowany).
      Niespodzianką był postój w Łęce Wielkiej w parku przy pałacu. Pałac obecnie jest w rękach prywatnych, stoi w środku parku, a teren dookoła otoczony wysokim murem - budynek można obejrzeć sobie zza krat bramy, ale i tak niewiele widać. Niewiele jest też na ten temat w internecie.Ten pałac, to spełnienie moich marzeń (ale o tym za chwilę).
     Wycieczka zakończyła się wspólnym biesiadowaniem przy ognisku.
Było wspaniale.

piątek, 17 czerwca 2011

Moja pierwsza ikona.

        Ikona - czyli obraz sakralny. Ikona powinna być pisana ( bo ikony się pisze, nie maluje) na desce.
Moja pierwsza ikona powstała na małym płótnie - nie ukrywam, że troszeczkę z pomocą kolegi (nadal mam problemy z malowaniem twarzy). No i nie wiem czy przypadkiem tego "złotego" nie jest za mało. W każdym razie moja pierwsza ikona powstała, co z tego, że nie na desce, że może nie jest taka "och, ach", ale jest moja i z tego bardzo się cieszę. Już nawet znalazłam dla niej miejsce.

wtorek, 14 czerwca 2011

Poplenerowe wspomnienia.

       Byłam na kilku plenerach malarskich, w tym dwa razy w Karpaczu.
 W tym roku rzutem na taśmę dostałam się na plener malarski w Cichowie, nie znając za bardzo drogi dojazdowej, wyszukałam sobie w internecie jak tam dojechać - to był błąd. Droga co prawda prowadziła asfaltem, który w pewnym momencie zamienił się w brukowaną drogę, aby w pewnym monnecie przejść kolejną metamorfozę i zmienić się w zwykłą polną drogę w dodatku piaszczystą.
Po drodze mijaliśmy różne kapliczki przy drogach, przy jednej z nich zatrzymaliśmy się by zrobić zdjęcie.

      Na miejscu okazało się że będziemy mieszkali w jednym z ośrodków wczasowych blisko jeziora. Domki były 3 i 8-osobowe, w naszym mieszkało 5 osób. Na plażę mieliśmy kilka metrów. 
       Oprócz malowania były wieczorne zabawy (ku uciesze wszystkich uczestników), moja druga natura - "eksploratora" nie pozwalała mi usiedzieć w miejscu, więc jak nie malowałam, to chodziłam i zwiedzałam co się dało, a był tam skansen "Soplicowo" za bramą skansenu znajduje się nowy "dwór". a w rzeczywistości sala weselna.
Skansen to kilka budynków. które wcześniej były na planie filmowym w Józefowie pod Warszawą i zagrały w filmie "Pan Tadeusz".

   O wiele ciekawszy (moim zdaniem) okazał się dwór Bukowieckich - obecnie opuszczony, powoli popada w ruinę . Mimo tabliczki, z dziwnym napisem "zakaz wstępu" weszłam na teren - dodatkowo otwarta uliczka zapraszała jak nigdy. Obfotografowałam obiekt od strony ogrodu i kiedy doszłam do głównego wejścia wystraszył mnie pies - bestia wyraźnie miała ochotę na moją zgrabną nogę, ale po chwili spostrzegłam, że pies na łańcuchu przy głównym wejściu do dworu jest uwiązany. Ale przypływ adrenaliny był jak nigdy.
     Oprócz wyżej wymienionych atrakcji w Cichowie znajduje się taka ciuchcia, niby dla dzieci, ale bardziej dorośli się nią interesowali. Problem w tym, że jest jakiś konflikt między właścicielem torów, a właścicielem kolejki i w efekcie ta atrakcja jest nieczynna.
 A szkoda, bo chętni na takową przejażdżkę by byli.

Dzwięk i zapach konwalii.

Niczym piękna Dama
Konwalia - w zapach ubrana.
Stroi się z rana do słonka,
Słucha ... śpiewu Skowronka.

Dzwoneczkami dzwoni od rana,
zapachem bezlitośnie kusi,
Każdy, kto w jej pobliżu przechodzi
na chwilę zatrzymać się musi.

Delikatna gałązka z kwiatkami,
uśmiecha się dzwoneczkami.
W zielonych listkach schowana,
poczeka tam do rana.